Chciwość


03 maja 2020, 14:40

Ten wpis miał dotyczyć innego tematu, ale jak zwykle błąd i wszystko zniknęło... 

 

Ostatnie miesiące życia mamy były przepełnione bólem, smutkiem i cierpieniem, a także żalem do mnie...

Zaczęłyśmy kłócić się w momencie kiedy już miałam praktycznie na ostatni guzik dopięte sprawy związane z pracą. Był to dla mnie bardzo stresujący i ciężki czas. Pomagałam jej ile mogłam, wszystkie siły i całą energię wkładałam na załatwianie tego by jej pomóc. Niestety musiałam pójść do pracy i stawić czoła sprawie sądowej. Była tak ogormna nagonka na mnie, żeby koniecznie odebrać mi córkę, że dopiero po ponad pół roku od przeprowadzki wszystko się skończyło. 

Wówczas byłam jak na celowniku, byłam rozdarta. Z jednej strony mama, osoba, która była mi najbliższa, a z drugiej strony córka, którą chcieli mi odbrać, przez swoje chore ambicje, aspiracje czy Bóg wie co jeszcze...

Kłóciłyśmy się o błahostki, które w perspektywie czasu wydają się całkowicie bez znaczenia i bardzo tego żałuję...

Jednak wiem jedno, gdybym wiedziała, że tak to będzie wyglądało, zostałabym tam jeszcze te dwa miesiące i sama wszystkiego bym dopilnowała. Przy okazji może udałoby mi się jeszcze załatwić kilka spraw. 

Niestety czasu nie cofnę, a mój ból i chęć zemsty zostanie ze mną do końca moich dni...

Nie wrócę raczej już w tamte strony, tak przynajmniej cały czas powtarzam, ale w obliczu nowych wydarzeń i tego co ma teraz miejsce sama nie wiem. Kończy mi się tu zameldowanie, a czarno widzę przedłużenie tego. Jeśli się nie uda, będę zmuszona tam wrócić, bo pobyt stały tam mam... Niestety w obliczu obecnie panującego wirusa moja sytuacja jest beznadziejna. Wracając tam musiałabym natychmiast podjąć pracę, jak i zarówno znaleźć opiekę dla małej i jakieś lokum. Niestety do poprzedniego miejsca nie mogę wrócić. Oni tylko na to czekają, aż potknie mi się noga, by móc wznowić sprawę i zwyciężyć. Nie dam im tej satysfakcji. 

Będę walczyć do końca, aż w końcu ustabilizuję swoje życie i nie będę musiała się o nic martwić. By mieć poczucie tego, że decyzja o wyprowadzce nie była błędem. 

Osoba, która próbuje doprowadzić do mojej porażki pewnie wie nawet i o tym blogu, bo czemu by nie. Skoro śledzi każdy mój ruch, każdą moją decyzję... Niech będzie świadoma jednego nie dam za wygraną. Czemu? To proste, bo nie dam się stłamsić komuś, kto nie ma nic wspólnego z człowieczeństwem. Mimo swoich słabości jestem silniejsza niż komukolwiek się zdaje. I ostatecznie to ja wygram... 

I wiem też, że po śmierci, nie dam spokojnie żyć tej osobie.. Doprowadzę do szaleństwa i obłędu, po to by jak mnie kiedyś chcieli wysłać, wtedy ta osoba trafiła tam gdzie jej miejsce. Tylko z małą różnicą ja się tam nie zakwalifikowałam, a ta osoba tam zostanie zamknięta. Mało tego zgnije tam do końca swoich dni, które będą przepełnione obłędem...

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz